Nagórzyce i Smardzewice to dwie bliźniacze wsie, położone po dwóch stronach rzeki Pilicy na jej wysokich brzegach przełomowego odcinka. Historia obydwu wsi sięga średniowiecza. Kiedyś łączył je most i były one ważnymi ośrodkami społecznymi regionu. Smardzewice ośrodkiem gospodarczym dóbr biskupów włocławskich, natomiast Nagórzyce ośrodkiem parafialnym i religijnym dla okolicznych wsi.
Od 1639 roku istniał również w Smardzewicach klasztor oo. Franciszkanów, założony przy sanktuarium św. Anny. Jego kasata na mocy carskiego ukazu nastąpiła w 1864 roku. Poniżej przedstawiamy jedną z prawdopodobnych przyczyn kasaty klasztoru. Tekst autorstwa Jarosława Pązika.
Klasztor ojców Franciszkanów przy kościele św. Anny w Smardzewicach, jako położony wśród lasów, z dala od wielkomiejskiego szumu, pełnił rolę nie tylko ośrodka religijnego dla okolicznych mieszkańców, ale był również aresztem duchowo-poprawczym dla niemoralnie prowadzących się zakonników. Zsyłano więc tutaj braci zakonnych, co do których zachodziło podejrzenie o słabość do mocnych trunków. Tu w ciszy i odosobnieniu, poprzez wykonywanie obowiązków religijnych mieli oni ulegać przemianie duchowej i poprawie. Jednak stan faktyczny, według smardzewickiej społeczności, był całkiem inny.
W dniu 17 maja 1863 roku do biskupa Diecezji Sandomierskiej Michała Józefa Juszyńskiego, jak również do Konsystorza tej Diecezji, wpłynęła skarga dzierżawcy dóbr rządowych Smardzewice, Erazma Czermińskiego, na działalność księży Franciszkanów. Zarzucał on w niej zakonnikom pijaństwo i niemoralne prowadzenie się. Oskarżał gwardiana zgromadzenia o urządzenie na terenie klasztoru potajemnego szynku, w którym tenże miał sprzedawać wódkę nie tylko mieszkańcom, ale również braciom zakonnym. Zakonnicy natomiast mieli tylko przesiadywać w okolicznych karczmach, upijając się i to nie tylko na wsiach, ale również w pobliskim Tomaszowie, gdzie karczmy były prowadzone przez innowierców. Raz nawet gwardian przegonił jednego z księży z karczmy w Smardzewicach obijając go kijem i gonił go tak aż do samego klasztoru narażając stan duchowny na pośmiewisko przechodzących osób. Jednak według Czermińskiego, nie było to spowodowane dbałością o morale, tylko zazdrością gwardiana o wydawanie pieniędzy nie w jego tajemnym szynku. Do tego doszły jeszcze zarzuty o odprawianie posług kapłańskich w świątyni w stanie upojenia przez niektórych braci i o zamieszkanie nowicjusza, który był ekonomem w dobrach klasztornych Twarda, pod jednym dachem z gospodynią.
Na tak czynione zarzuty biskup sandomierski zareagował szybko i już 22 maja reskryptem Konsystorza Generalnego Diecezji Sandomierskiej powołał komisję do zbadania sprawy. Oddelegowani do niej zostali: poddziekan i proboszcz opoczyński ksiądz Wojciech Drążkiewicz oraz proboszcz Zgromadzenia Księży Filipinów w Studziannie ksiądz Konstanty Piwarski. W klasztorze w tym czasie przebywało w sumie siedmiu zakonników: gwardian Pius Klemański, kaznodzieja Idzi Rynarzewicz i staruszek Ambroży Boiński oraz trzech zesłanych tu za karę: Kazimierz Hada, Aleksander Grudziński i Seweryn Kowalikowski, ten ostatni już bez prawa posług kapłańskich. Braciszek profes Józef Strzyżykowski zajmował się dobrami klasztornymi Twarda i tam na stałe zamieszkiwał. Komisja zjechała do Smardzewic 21 czerwca i rozpoczęła dochodzenie od przesłuchania Czermińskiego, który pod przysięgą podtrzymał wszystkie swoje zarzuty względem zakonników, a na dowód przedstawił listę osób, które mogą zaświadczyć o jego prawdomówności. Wzywano więc po kolei przedstawionych świadków i po złożeniu przez nich przysięgi rozpytywano o stan sprawy. Przesłuchano w kolejności organistę kościoła Marcina Plicha, starszego Bractwa Różańcowego Józefa Kalinowskiego, karczmarza ze Smardzewic Jana Raszkowskiego, księdza sąsiedniej parafii Białobrzegi Ludwika Żmudowskiego, dziedzica dóbr Unewel Stanisława Olszewskiego i podleśnego Lasów Rządowych Wirgiliusza Mazaraki.
Ich zeznania były podobne i potwierdziły przypadki pijaństwa i przesiadywania w karczmach wśród zesłanych tu za karę zakonników. Stwierdzono, że ksiądz Hada podczas zeszłorocznej sumy w poniedziałek Wielkanocny był tak pijany, że nie mógł wygłosić kazania, a ksiądz Grudziński podczas odprawiania nieszporów po oktawie Bożego Ciała, upadł na stopniach ołtarza i zasnął i dopiero gwardian musiał dokończyć nabożeństwo. Natomiast ksiądz Kowalikowski mimo że nie odprawia już mszy to często pijany bitnością i kłótniami napełnia cały klasztor. Dziedzic Olszewski zeznał jeszcze, że poproszony o pomoc przez dziekana w Sławnie przy udzielaniu komunii ksiądz Hada, przyjechał tak pijany, że w kościele zaczął śpiewać i tańczyć i został przez niego osobiście wyprowadzony i odwieziony do klasztoru. O tajemnym szynku prowadzonym przez gwardiana na terenie klasztoru świadkowie nic nie wiedzieli. Wiadomym im tylko było, że znajduje się tu za zgodą Komisji Rządowej skład wódki potrzebnej do karczm w wsiach klasztornych Twarda i Tresta i że czasami tą wódką gwardian płaci włościanom za wykonane prace lub sprzedaje ją na uroczystości weselne, pogrzebowe czy też chrzciny. Jedynie karczmarz Raszkowski słyszał od kupujących, że podczas zeszłorocznego odpustu na św. Annę gwardian sprzedał w klasztornych krużgankach 30 garncy wódki i zarobił na tym 10.000 złotych. Żaden ze świadków nie potwierdził natomiast zarzutów czynionych braciszkowi Strzyżykowskiemu, pełniącemu urząd ekonoma w Twardej. Wszyscy zgodnie twierdzili, że nigdy nie widziano go nietrzeźwego, a zamieszkuje on nie tylko z gospodynią, ale również z parobkami i dziewkami do krów, którzy zajmują się klasztornym folwarkiem. Co do kobiet zamieszkujących w klasztorze, stwierdzono tylko, że przebywa tam kucharka zajmująca się nie tylko gotowaniem pożywienia, ale również praniem, szyciem i dbaniem o przyklasztorny ogród.
Na koniec wysłuchano wyjaśnień gwardiana klasztoru księdza Piusa Klemańskiego. Stwierdził on, że podczas jego czteroletniego administrowania klasztorem w Smardzewicach zaszły tylko dwa wyżej opisane przypadki naruszenia posługi kapłańskiej przez zakonników, że daje czasami ze składu wódki takową swoim księżom, ale tylko po to, aby nie przesiadywali i nie upijali się w karczmach. Sprzedaje także ze składu wódkę mieszkańcom tylko klasztornych wsi Twardej i Tresty na różne uroczystości, aby nie musieli jej kupować drożej w karczmach Czermińskiego. Natomiast utrzymywanie kobiet w klasztorze wymusza potrzeba gospodarska, a braciszek Strzyżykowski sprawdza się jako ekonom bardzo dobrze i jest wierniejszy niż ktokolwiek inny. Komisja po tych wszystkich przesłuchaniach wyciągnęła następujące wnioski:
– wypełnianie obowiązków parafialnych bywa niekiedy opuszczane i zaniedbywane ze szkodą moralną dla parafian i zgorszeniem wskutek odprawiania obrzędów przez pijanych księży;
– zesłani na poprawę pijacy ze Zgromadzenia Księży Franciszkanów zamiast poprawy znajdują większą łatwość w dogadzaniu swojemu nałogowi wskutek udzielonej im wolności włóczenia się po wsiach i karczmach;
– mimo, że w klasztorze nie ma otwartego szynku tylko prawnie dozwolony skład wódki, to gwardian sprzedając ją dowolnie komu potrzeba i kto zażąda, wzbudza zawiść w sąsiadach i podejrzenie brudnego łakomstwa;
– brat Józef Strzyżykowski mimo dobrego sprawowania funkcji ekonoma we wsi Twarda, jako człowiek moralny i trzeźwy byłby użyteczniejszy w klasztorze jako furtian lub szafarz, pilnując księży aby się nie włóczyli i nikt im wódki nie donosił.
W związku z powyższymi wnioskami delegaci z komisji wnosili do biskupa sandomierskiego, aby wyznaczył jednego z moralnie prowadzących się księży Franciszkanów, jako odpowiedzialnego za sprawowanie obowiązków parafialnych, za co pobierałby pięćset złotych od Rządu za utrzymanie parafii. Księży niepoprawnych w nałogu pijaństwa pozbawić możliwości wychodzenia poprzez zamknięcie ich na gorszych korytarzach klasztoru, które mają być oddzielone od reszty pomieszczeń kratą oraz ukarać ich natychmiastowym zakazem pobierania ofiar za mszę. Gwardiana upomnieć, aby pilniej zajmował się dozorem powierzonych mu księży pijaków i użył wszystkich możliwych środków do wyprowadzenia ich z tego nałogu i pod żadnym pozorem nie dostarczał im wódki, zwłaszcza z klasztornego składu. Zakazać mu tez dowolnej sprzedaży wódki, która ma trafiać tylko do karczm w wsiach klasztornych. Aby wreszcie, co do kobiet, rygorystycznie przestrzegać klasztornej klauzury. Na koniec delegowani oświadczyli, że w skardze dzierżawcy Ekonomii Rządowej Smardzewice więcej widzą troski o własne szynki i propinacje niż chęci wpłynięcia na poprawę księży Franciszkanów oraz troskliwości o chwałę Bożą i pożytek moralny parafian. Protokół zakończono słowami: „Próżno się przykrywać owczą skórą, pazury zawsze na wierzch wylizą”.
Być może cała ta sytuacja była jedną z przyczyn kasaty klasztoru nieco ponad rok później. W dniu 27 listopada 1864 roku o godzinie 6 wieczorem, do księdza proboszcza w Białobrzegach, Ludwika Żmudowskiego, przybyło dwóch konnych kozaków z pisemnym wezwaniem od naczelnika wojennego powiatu opoczyńskiego, pułkownika Szokalskiego, o natychmiastowe stawiennictwo we wsi Smardzewice. Zgodnie z tym wezwaniem proboszcz udał się tam, nie bardzo wiedząc w jakiej sprawie. O godzinie 9 wieczorem pułkownik Szokalski wraz z proboszczem Żmudowskim, trzema oficerami i urzędnikiem z powiatu opoczyńskiego weszli do smardzewickiego klasztoru, gdzie po zwołaniu wszystkich zakonników, około godziny dziesiątej, odczytano treść ukazu carskiego z dnia 27 października 1864 roku i oznajmienie o kasacie klasztoru. Zgodnie z oznajmieniem zgromadzenie zakonne wybrało spośród siebie księdza Ambrożego Boińskiego wikariuszem mającym sprawować dalszą opiekę nad parafią, a reszta zakonników, w liczbie siedmiu, została o godzinie 4 rano odwieziona pod eskortą do Kalisza. Prawnym likwidatorem funduszy poklasztornych i klasztornego folwarku w Twardej uczyniono księdza Ludwika Żmudowskiego.
Źródło: Archiwum Diecezjalne w Sandomierzu. Teczka: Franciszkanie Smardzewice 1844-1865.
Zdjęcia: Archiwum Skansenu Rzeki Pilicy.